niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział czwarty

         Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami.
 — Patrick Süskind



Zamykała już, oczy, mroczki przed oczami, co raz bardziej zasłaniały jej widoczność. Zamknęła oczy, już miała na dobre stracić przytomność, lecz poczuła jak coś gwałtownie zaciska się na jej kostce u nogi. Dziwny prąd przeszedł przez jej ciało. Poczuła lekkie pieczenie. Uczucie jednakże zmieniło się momentalnie, jak by tysiące małych igiełek wbijało się jej w skórę. To wystarczyłoby na powrót powróciła jej świadomość. Starała się wyciągnąć rękę jeszcze bardziej do góry. Poczuła zimny powiew wiatru na niej, załapała się krawędzi jeziora. Zacisnęła rękę i z całych pozostałych jej sił podciągnęła sie do góry. Jej palce wbijały się w ziemię. Wynurzyła się, a sama opadła na zieloną trawę. Nogi nadal miała trochę zanurzone w wodzie. Oddychała gwałtownie, wdychając jak najwięcej powietrza. Oczy miała lekko zaciśnięte, a dłonie złożone w pięść. Kiedy już w miarę oprzytomniała, podciągnęła się dalej, wyciągając nogi z wody. Zimny wiatr owiewał jej ciało, dawało jej to ulgę, mimo że było zimno, ona tego nie czuła, jedynie tylko lekkie muśnięcia na ciele. Usiadała do pozycji siedzącej. Przywróciła poprzedni rytm oddychania, a sama w miarę się uspokoiła. Zawiało mocniej, na jej ciele pojawiła się sie gęsia skórka, wzdrygnęła się. Dopiero wtedy dotarło do niej, że nadal jest cała naga. Szybko wstała i podeszła do drzewa gdzie leżały zwoje, odpieczętowała jeden, przed nią pojawiły się, starannie ułożone ubrania. Szybko założyła bieliznę, następnie czarną spódniczkę przed kolana, na to czarną bluzkę, na grubych ramiączkach, i jeszcze czarny długi płaszcz. Poczuła jak ktoś się zbliża, oraz stukanie butów, odbijających sie od gałęzi. Ukryła swoją chakre i schowała sie, za jednym z drzew. Na polanie pojawiła się dwójka ludzi. Obydwoje ubrani w płaszcze, w czerwone chmurki. Dobrze, że się opamiętała w porę, bo by mała małe kłopoty. Nie miała ochoty walczyć z nimi, ani nikim innym. Musiała jak najszybciej dostać sie, do Kiri. Mężczyźni mieli na głowach słomiane kapelusze, przez co nie mogła rozpoznać, z jakimi konkretnie osobami ma do czynienia. Jednak jak zauważyła na plecach jednego z nich, ogromny miecz zawinięty w biały bandaż, już wiedziała, kogo spotkała. Jeden z siedmiu mistrzów miecza Hoshigaki Kisame, a jeżeli on jest to i także Uchiha Itachi. Zacisnęła dłonie w pięść. Nie miała ochoty w ogóle ich widzieć. Ta droga prowadziła tylko i jedynie do Kiri, podejrzewała, że szli do tego samego punktu, co ona. Musi się pospieszyć, jeżeli nie chce by ja uprzedzili. Najciszej i najszybciej jak to było możliwe, oddaliła się od tamtego miejsca.

         Razem z towarzyszem skakał po drzewach. Niedaleko jest mała wysepka, gdzie będą mogli zrobić na kilka minut postój. Przyda im się po dwóch dniach biegu bez ustanku. Zostali wysłani na misję by odebrać zwój. Brał pod uwagę, że mogą wystąpić komplikacje. Wbiegli na stały ląd, nie zwalniając na kroku, przemieszczali się miedzy gąszczem krzewów dopóki nie zaczęły pojawiać się drzewa. Odbijając się mocno od ziemi, skakali zaraz po gałęziach. Wchodząc, co raz bardziej w gąszcz wyczuwał czyjąś obecność, miał zamiar już lokalizować tą osobę, gdy nagle jego obecność ucichła. Zauważył kontem oka, że jego towarzysz nawet sie nie zorientował, że może ktoś być w pobliżu. Po prawej stronie zauważył małą polankę. Skręcił w tamta stronę, a jego towarzysz także. Zeskoczyli z drzew, stając na małym obszarze z niewielkim jeziorkiem. Jego wzrok przykuła czerwona plama pod jednym z drzew. Stawiał wolno kroki w tamtą stronę.
         -Oi, Itachi. Gdzie idziesz? - Zignorował pytanie swojego towarzysza i stanął przy drzewie. Pod nim widział wyraźną kałużę krwi. Była lekko zaschnięta, lecz mógł określić, że ktoś niedawno tutaj był. Na dodatek ranny. Usłyszał szelest, podniósł swój wzrok na drzewo na przeciwko, szedł w tamtym kierunku. Stanął koło niego, nikogo tam nie było. Nikt nie zakłócił ich podróży, więc nie ma potrzeby bardziej się nad tym zastanawiać, a biorąc pod uwagę, że nikogo nie zauważył to "Wróg" również nie mógł zidentyfikować, kim są ludzie, zbliżający sie do niego. Odwrócił sie i szedł z powrotem, w stronę towarzysza.


         Biegła ile miała sił, wracała już do siedziby. Nie miała zamiaru ruszać się z niej przez najbliższe kilka dni. Musi się pozbierać po tym spotkaniu, jakie miało miejsce zaledwie dwie godziny temu. Policzki nadal jej sie rumieniły ze względu na zimną porę. Był w końcu wieczór. Skakając między drzewami zastanawiała się, nad propozycjami, jakie usłyszała od Neji'ego. Może wrócić? Potrząsnęła głową. Będzie mogła wrócić, ale zapewne nie bez kary. Przez Sakurę ma bardzo poważne kłopoty z daje sobie z tego sprawę. W końcu to był jej wybór!


         Godzina dwudziesta druga trzydzieści. Jej zielone oczy obserwowały teren na około budowli, gdzie znajdował się jej cel. Dwóch strażników było na wieży wartowniczej, trzech spacerowało na dziedzińcu, a jeszcze czworo stało, po jednym przy każdym wejściu. Przygryzła lekko kciuk zastanawiając sie jak to rozegrać. Ochrona jest trochę przesadzona, ale domyślała sie, dlaczego. To jutsu posiadało ogromną moc. Odbierało wolę człowiekowi i stawał się on "marionetką" w rękach posiadacza aktywowanej techniki. Dopóki ninja, sterujący nim nie zezwoli na przywrócenie jego własnej świadomości, będzie on tkwił pod jego władzą. Może nawet do końca życia. Sakura chciała mieć w posiadaniu ten zwój, tylko, dlatego, by podczas ostatecznej bitwy, zniewolić jej niedoszłego "pana". Zacisnęła drugą rękę na gałązce drzewa, na którym kucała. Spojrzała nad głowę, widząc, że jest tam pusta gałąź, która będzie mogła utrzymać jej ciężar, skoczyła na nią. Musiała mieć wyższy punkt widoku. Wspięła sie jeszcze parę drzew do góry. Mimo, że znajdowała się bardzo wysoko, ponad wysokość budynku to chciała widzieć jego dokładne rozmiary. Stanęła na jedynej grubej gałęzi na tym poziomie. Przygryzła kciuk i wykonując pieczęci przywołała do siebie dwójkę zwierząt. Były to dwie białe pantery. Różniło ich jedynie kolor oczu.
         -O, co chodzi pani? - Wielki kot z czerwonymi oczami pokłonił się jej lekko, a drugi czarnooki wykonał to samo. Nie kazała im mówić do siebie per "pani", jednakże to one mają bardzo duże poczucie wartości i bardzo szanują swoich właścicieli. Klan, z którego się wywodzą jest wyjątkowy. Na świecie zostało jedynie około z dziesięciu potomków. Każdy posiadający inne talenty, lecz łączy ich jedna wspólna więź. Dziedziczą zdolności - każdy - panowania nad lodem. Bez żądnych trudności potrafią zabić żywą istotę zamieniając ją w kruchy lód, jednakże tylko narazie małe zwierzęta. One odmawiają posiąścia możliwości zabicia ludzi w ten sposób. Uważają, że jest to ich nie godne.
         -Ty i twoja siostra macie za zadanie odwrócić uwagę strażników. Przynajmniej, by wartownicy na wieży byli zdezoriętowani, oraz jeden, przy którymś z wyjść. Mogę na was liczyć, czyż nie?
         -Oczywiście.

         Skakała po drzewach zachowując czujność. Jedynie szelest liści szumiał jej w uszach. Księżyc lekką poświatą oświetlał jej drogę między koronami drzew. Zostało jej ostatnie kilka godzin biegu do organizacji. Potem będzie miała mnóstwo czasu, by pomyśleć o swoim palnie. Oczywiście, jeżeli Sakura znów nie wymyśli dla niej, jakże kolejnej nudnej misji. Zdecydowała, że pomoże jej bardzo dokładnie w zemście, by znów odzyskała te beznadziejne uczucia. To będzie wtedy jej czas! Będzie miała znakomitą chwilę by pozbyć się jej wraz z jakże utęsknionymi odczuciami. Gdy będzie w posiadaniu ich z powrotem, zapewne zapomni o tej swojej masce obojętności, co wykorzysta by napawać się jej bólem i cierpieniem. Tak, to będzie dla niej naprawdę wspaniały widok. Uśmiechnęła się chytrze, wyobrażając sobie jej twarz wykrzywioną w bólu. Ach to słodkie cierpienie, było dla niej ukojeniem. Po zdobyciu potrzebnych informacji zacznie realizację, wszystko musi dokładnie przemyśleć, by nie wstąpiły żadne, poważne komplikacje, które by jej zagrażały. Zamknęła oczy i lekko zwolniła, wsłuchiwała się w szum liści i wdychała świeże powietrze. Czuła lekki wiaterek na skórze wywołujący gęsią skórkę. Zatraciła się w tej chwili. Lecz nagle coś się zmieniło. Jakby powietrze cos "rozcinało". Otworzyła gwałtownie oczy. W jej stronę leciał długi łańcuch obkuty kolcami. Gwałtownie wciągnęła powietrze, odbiła sie mocno od gałęzi i zeskoczyła lekko w dół, lądując na ziemi. Lecz nie na długo, metal podążył za nią, ona uciekała do tyłu, patrząc jedynie na dziwna broń. Domyśliła się, że ktoś ją wyśledził, przez jej moment nie uwagi. Poczuła za plecami drewno. Ostrze, które było na końcu łańcucha, leciało w jej stronę. Zacisnęła palce na drewnie i przesunęła się mocno w bok, upadając na ziemię. Kolec wbił się w miejsce na drzewie, gdzie wcześniej była jej głowa. Odepchnęła głośno, obserwując teren, lekko sapała. Starała się dowiedzieć skąd przybył atak, tym samym lokalizując wroga, jednakże ciemność jedynie jej to utrudniała. Zamierzała szybko wstać, lecz coś przygwoździło ją do ziemi, za ramiona. Syknęła cicho z bólu. Otworzyła oczy szeroko rozglądając się gwałtownie. Poprzedni łańcuch nadal był wbity w korę drzewa, a dwa inne ją przytrzymywały. Obróciła głowę w prawo -nic. Obróciła głowę w lewo - nic. Do tyłu - to samo, do przodu - również.
         - A do góry kochanie, to nie spojrzysz? - Męski głos doszedł do jej uszu. Spojrzała w stronę wcześniej wspomnianą.- Spokojnie. - Ta jedynie coś warknęła w odpowiedzi. Mężczyzna stał na gałęzi jednego z drzew. Miał na sobie długi czarny płaszcz do ziemi i kaptur założony na głowę, przez co nie mogła ujrzeć jego twarzy. Jedynie błyszczące czerwono oko odznaczało sie w ciemności. Po jego postawie mogła stwierdzić, że jest potężną osobą. Nie ma najmniejszych szans na wygraną.
         - Czego chcesz? Kim jesteś? - Zadała pytania, obserwując wroga czujnie.
         - Kim jestem? Wrogiem twojego wroga. Można stwierdzić, że jesteśmy pobratymcami. A czego chcę? Zaproponować Ci układ, który będzie z korzyścią dla obydwu stron.
         -Wrogiem mojego wroga? Nie rozumiem. I o jaki układ Ci chodzi? - Nie miała pojęcia, o jakiej osobie mówi. I co znowu tamta osoba wymyśliła?
         -Nienawidzisz spadkobierczyni klanu Haruno, czyż nie? Mogę Ci coś zaproponować. Co trzy dni składałabyś mi raport o zamiarach twojej liderki, a ja dam Ci coś, czego pragniesz, a może odbiorę? - W ciemnościach widziała jedynie, jego lekko świecące oko.
         - O czym mówisz? Wyjaśnij, a może przyjmę twoją propozycję.
         - Może najpierw przeniesiemy się w inne miejsce? - Nie czekając na jej odpowiedzieć, coś dziwnego zaczęło wciągać ją jakby w czarną dziurę. Ciemność, co raz bardziej potęgowała, aż został dam czarny obraz. Poczuła ulgę, a łańcuchy z kolcami, które wbijały jej się w skórę, oderwały się od niej. Obraz jakby na powrót zaczął się pojawiać. Szara mgiełka zaczęła powoli formować obraz i jakby z wiru stanęła na obydwu nogach na ziemi. Rozejrzała się sie dokładnie. Stała na krańcu urwiska. Spojrzała za siebie obserwując stromy spadek w dół. Odwracając się widziała teraz lepiej sylwetkę mężczyzny. Za jego plecami była pokrywa lasu. Ich postaci oświetlał księżyc w pełni. Spoglądając na jego tarczę, mogła stwierdzić, ze zmienił swój kolor na czerwień. Soczystą, jaskrawą, czerwień.
         -Piękny czyż nie? To jest ten czas. - Odezwał się sie do niej. - Podejmij decyzję. Będziesz mi posłuszna, dostarczając mi wszelakich informacji na temat Sakury Haruno i jej postanowień. Ja w zamian podaruję Ci moc, oraz jeżeli zdecyduję, że zakończyłaś swoją część umowy z powodzeniem, odbiorę Ci zbędne uczucia. Tego pragniesz najbardziej, prawda? - Ona otworzyła szeroko oczy. Właśnie stoi przed osobą, którą Sakura pragnie dopaść. Decyzja, przed którą została postawiona jest trudna. Czy przerasta ją? Nie sądzi. To, co zaproponował jej mężczyzna jest kuszące. Ogromna siła, i w końcu pozbędzie się sie uczuć hamujących ją? Spełnienie marzeń! Jednakże, co jeśli zawiedzie? Pragnie przecież również pozbawić życia Sakury, ale czy oddanie jej w ręce jej wroga, nie będzie się również liczyć ze śmiercią? Uśmiechnęła się sie do siebie chytrze. Co by nie wybrała i tak Bedzie na jej korzyść. Zawiedzie - trudno, znajdzie inny sposób na pozbycie sie tego. Uda jej sie - nie będzie musiała się nadwyrężać, wszystko, co chciała samo przyszło do niej. Spojrzała w czerń ukrywającą twarz mężczyzny. Otworzyła usta i wypowiedziała słowa, które zadecydowały o jej dalszych losach i nie tylko:
         -Zgadzam się.

W odpowiedzi można było usłyszeć tylko ochrypły,
donośny głos zwycięstwa.


         Od autorki: Na początek wielkie gomenasai, za tak długą nie obecność. Dlaczego mnie nie było, taki długi okres czasu? Nie będę kłamać, że miałam tam jakieś obowiązki szkolne i tak dalej.. Po prostu mi się nie chciało! Leń ze mnie niestety. Eh.. Rozdział zaczęłam pisać do trzech stron, zaraz po opublikowaniu trzeciego rozdziału. Niestety widać poczekał sobie dłużej na dopisanie i tak małej końcówki. Przepraszam za wszystkie błędy chciałam jak najszybciej wstawić ten rozdział, by już był i (mam nadzieje) cieszył w pewnej części swoją zawartością.
         Wiem, że chcecie również by było więcej Sakury - i będzie, ale trochę później. To, co teraz przedstawiam będzie miało duży wpływ na dalsze losy bohaterów.
         Kurczę, zawsze się na końcu rozpisuje jak nigdy. No cóż ^ ^. Mam nadzieje, że może mnie trochę pogonicie, i rozdział będzie szybciej.

Pozdrawiam wszystkich, Shayen.