niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział czwarty

         Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami.
 — Patrick Süskind



Zamykała już, oczy, mroczki przed oczami, co raz bardziej zasłaniały jej widoczność. Zamknęła oczy, już miała na dobre stracić przytomność, lecz poczuła jak coś gwałtownie zaciska się na jej kostce u nogi. Dziwny prąd przeszedł przez jej ciało. Poczuła lekkie pieczenie. Uczucie jednakże zmieniło się momentalnie, jak by tysiące małych igiełek wbijało się jej w skórę. To wystarczyłoby na powrót powróciła jej świadomość. Starała się wyciągnąć rękę jeszcze bardziej do góry. Poczuła zimny powiew wiatru na niej, załapała się krawędzi jeziora. Zacisnęła rękę i z całych pozostałych jej sił podciągnęła sie do góry. Jej palce wbijały się w ziemię. Wynurzyła się, a sama opadła na zieloną trawę. Nogi nadal miała trochę zanurzone w wodzie. Oddychała gwałtownie, wdychając jak najwięcej powietrza. Oczy miała lekko zaciśnięte, a dłonie złożone w pięść. Kiedy już w miarę oprzytomniała, podciągnęła się dalej, wyciągając nogi z wody. Zimny wiatr owiewał jej ciało, dawało jej to ulgę, mimo że było zimno, ona tego nie czuła, jedynie tylko lekkie muśnięcia na ciele. Usiadała do pozycji siedzącej. Przywróciła poprzedni rytm oddychania, a sama w miarę się uspokoiła. Zawiało mocniej, na jej ciele pojawiła się sie gęsia skórka, wzdrygnęła się. Dopiero wtedy dotarło do niej, że nadal jest cała naga. Szybko wstała i podeszła do drzewa gdzie leżały zwoje, odpieczętowała jeden, przed nią pojawiły się, starannie ułożone ubrania. Szybko założyła bieliznę, następnie czarną spódniczkę przed kolana, na to czarną bluzkę, na grubych ramiączkach, i jeszcze czarny długi płaszcz. Poczuła jak ktoś się zbliża, oraz stukanie butów, odbijających sie od gałęzi. Ukryła swoją chakre i schowała sie, za jednym z drzew. Na polanie pojawiła się dwójka ludzi. Obydwoje ubrani w płaszcze, w czerwone chmurki. Dobrze, że się opamiętała w porę, bo by mała małe kłopoty. Nie miała ochoty walczyć z nimi, ani nikim innym. Musiała jak najszybciej dostać sie, do Kiri. Mężczyźni mieli na głowach słomiane kapelusze, przez co nie mogła rozpoznać, z jakimi konkretnie osobami ma do czynienia. Jednak jak zauważyła na plecach jednego z nich, ogromny miecz zawinięty w biały bandaż, już wiedziała, kogo spotkała. Jeden z siedmiu mistrzów miecza Hoshigaki Kisame, a jeżeli on jest to i także Uchiha Itachi. Zacisnęła dłonie w pięść. Nie miała ochoty w ogóle ich widzieć. Ta droga prowadziła tylko i jedynie do Kiri, podejrzewała, że szli do tego samego punktu, co ona. Musi się pospieszyć, jeżeli nie chce by ja uprzedzili. Najciszej i najszybciej jak to było możliwe, oddaliła się od tamtego miejsca.

         Razem z towarzyszem skakał po drzewach. Niedaleko jest mała wysepka, gdzie będą mogli zrobić na kilka minut postój. Przyda im się po dwóch dniach biegu bez ustanku. Zostali wysłani na misję by odebrać zwój. Brał pod uwagę, że mogą wystąpić komplikacje. Wbiegli na stały ląd, nie zwalniając na kroku, przemieszczali się miedzy gąszczem krzewów dopóki nie zaczęły pojawiać się drzewa. Odbijając się mocno od ziemi, skakali zaraz po gałęziach. Wchodząc, co raz bardziej w gąszcz wyczuwał czyjąś obecność, miał zamiar już lokalizować tą osobę, gdy nagle jego obecność ucichła. Zauważył kontem oka, że jego towarzysz nawet sie nie zorientował, że może ktoś być w pobliżu. Po prawej stronie zauważył małą polankę. Skręcił w tamta stronę, a jego towarzysz także. Zeskoczyli z drzew, stając na małym obszarze z niewielkim jeziorkiem. Jego wzrok przykuła czerwona plama pod jednym z drzew. Stawiał wolno kroki w tamtą stronę.
         -Oi, Itachi. Gdzie idziesz? - Zignorował pytanie swojego towarzysza i stanął przy drzewie. Pod nim widział wyraźną kałużę krwi. Była lekko zaschnięta, lecz mógł określić, że ktoś niedawno tutaj był. Na dodatek ranny. Usłyszał szelest, podniósł swój wzrok na drzewo na przeciwko, szedł w tamtym kierunku. Stanął koło niego, nikogo tam nie było. Nikt nie zakłócił ich podróży, więc nie ma potrzeby bardziej się nad tym zastanawiać, a biorąc pod uwagę, że nikogo nie zauważył to "Wróg" również nie mógł zidentyfikować, kim są ludzie, zbliżający sie do niego. Odwrócił sie i szedł z powrotem, w stronę towarzysza.


         Biegła ile miała sił, wracała już do siedziby. Nie miała zamiaru ruszać się z niej przez najbliższe kilka dni. Musi się pozbierać po tym spotkaniu, jakie miało miejsce zaledwie dwie godziny temu. Policzki nadal jej sie rumieniły ze względu na zimną porę. Był w końcu wieczór. Skakając między drzewami zastanawiała się, nad propozycjami, jakie usłyszała od Neji'ego. Może wrócić? Potrząsnęła głową. Będzie mogła wrócić, ale zapewne nie bez kary. Przez Sakurę ma bardzo poważne kłopoty z daje sobie z tego sprawę. W końcu to był jej wybór!


         Godzina dwudziesta druga trzydzieści. Jej zielone oczy obserwowały teren na około budowli, gdzie znajdował się jej cel. Dwóch strażników było na wieży wartowniczej, trzech spacerowało na dziedzińcu, a jeszcze czworo stało, po jednym przy każdym wejściu. Przygryzła lekko kciuk zastanawiając sie jak to rozegrać. Ochrona jest trochę przesadzona, ale domyślała sie, dlaczego. To jutsu posiadało ogromną moc. Odbierało wolę człowiekowi i stawał się on "marionetką" w rękach posiadacza aktywowanej techniki. Dopóki ninja, sterujący nim nie zezwoli na przywrócenie jego własnej świadomości, będzie on tkwił pod jego władzą. Może nawet do końca życia. Sakura chciała mieć w posiadaniu ten zwój, tylko, dlatego, by podczas ostatecznej bitwy, zniewolić jej niedoszłego "pana". Zacisnęła drugą rękę na gałązce drzewa, na którym kucała. Spojrzała nad głowę, widząc, że jest tam pusta gałąź, która będzie mogła utrzymać jej ciężar, skoczyła na nią. Musiała mieć wyższy punkt widoku. Wspięła sie jeszcze parę drzew do góry. Mimo, że znajdowała się bardzo wysoko, ponad wysokość budynku to chciała widzieć jego dokładne rozmiary. Stanęła na jedynej grubej gałęzi na tym poziomie. Przygryzła kciuk i wykonując pieczęci przywołała do siebie dwójkę zwierząt. Były to dwie białe pantery. Różniło ich jedynie kolor oczu.
         -O, co chodzi pani? - Wielki kot z czerwonymi oczami pokłonił się jej lekko, a drugi czarnooki wykonał to samo. Nie kazała im mówić do siebie per "pani", jednakże to one mają bardzo duże poczucie wartości i bardzo szanują swoich właścicieli. Klan, z którego się wywodzą jest wyjątkowy. Na świecie zostało jedynie około z dziesięciu potomków. Każdy posiadający inne talenty, lecz łączy ich jedna wspólna więź. Dziedziczą zdolności - każdy - panowania nad lodem. Bez żądnych trudności potrafią zabić żywą istotę zamieniając ją w kruchy lód, jednakże tylko narazie małe zwierzęta. One odmawiają posiąścia możliwości zabicia ludzi w ten sposób. Uważają, że jest to ich nie godne.
         -Ty i twoja siostra macie za zadanie odwrócić uwagę strażników. Przynajmniej, by wartownicy na wieży byli zdezoriętowani, oraz jeden, przy którymś z wyjść. Mogę na was liczyć, czyż nie?
         -Oczywiście.

         Skakała po drzewach zachowując czujność. Jedynie szelest liści szumiał jej w uszach. Księżyc lekką poświatą oświetlał jej drogę między koronami drzew. Zostało jej ostatnie kilka godzin biegu do organizacji. Potem będzie miała mnóstwo czasu, by pomyśleć o swoim palnie. Oczywiście, jeżeli Sakura znów nie wymyśli dla niej, jakże kolejnej nudnej misji. Zdecydowała, że pomoże jej bardzo dokładnie w zemście, by znów odzyskała te beznadziejne uczucia. To będzie wtedy jej czas! Będzie miała znakomitą chwilę by pozbyć się jej wraz z jakże utęsknionymi odczuciami. Gdy będzie w posiadaniu ich z powrotem, zapewne zapomni o tej swojej masce obojętności, co wykorzysta by napawać się jej bólem i cierpieniem. Tak, to będzie dla niej naprawdę wspaniały widok. Uśmiechnęła się chytrze, wyobrażając sobie jej twarz wykrzywioną w bólu. Ach to słodkie cierpienie, było dla niej ukojeniem. Po zdobyciu potrzebnych informacji zacznie realizację, wszystko musi dokładnie przemyśleć, by nie wstąpiły żadne, poważne komplikacje, które by jej zagrażały. Zamknęła oczy i lekko zwolniła, wsłuchiwała się w szum liści i wdychała świeże powietrze. Czuła lekki wiaterek na skórze wywołujący gęsią skórkę. Zatraciła się w tej chwili. Lecz nagle coś się zmieniło. Jakby powietrze cos "rozcinało". Otworzyła gwałtownie oczy. W jej stronę leciał długi łańcuch obkuty kolcami. Gwałtownie wciągnęła powietrze, odbiła sie mocno od gałęzi i zeskoczyła lekko w dół, lądując na ziemi. Lecz nie na długo, metal podążył za nią, ona uciekała do tyłu, patrząc jedynie na dziwna broń. Domyśliła się, że ktoś ją wyśledził, przez jej moment nie uwagi. Poczuła za plecami drewno. Ostrze, które było na końcu łańcucha, leciało w jej stronę. Zacisnęła palce na drewnie i przesunęła się mocno w bok, upadając na ziemię. Kolec wbił się w miejsce na drzewie, gdzie wcześniej była jej głowa. Odepchnęła głośno, obserwując teren, lekko sapała. Starała się dowiedzieć skąd przybył atak, tym samym lokalizując wroga, jednakże ciemność jedynie jej to utrudniała. Zamierzała szybko wstać, lecz coś przygwoździło ją do ziemi, za ramiona. Syknęła cicho z bólu. Otworzyła oczy szeroko rozglądając się gwałtownie. Poprzedni łańcuch nadal był wbity w korę drzewa, a dwa inne ją przytrzymywały. Obróciła głowę w prawo -nic. Obróciła głowę w lewo - nic. Do tyłu - to samo, do przodu - również.
         - A do góry kochanie, to nie spojrzysz? - Męski głos doszedł do jej uszu. Spojrzała w stronę wcześniej wspomnianą.- Spokojnie. - Ta jedynie coś warknęła w odpowiedzi. Mężczyzna stał na gałęzi jednego z drzew. Miał na sobie długi czarny płaszcz do ziemi i kaptur założony na głowę, przez co nie mogła ujrzeć jego twarzy. Jedynie błyszczące czerwono oko odznaczało sie w ciemności. Po jego postawie mogła stwierdzić, że jest potężną osobą. Nie ma najmniejszych szans na wygraną.
         - Czego chcesz? Kim jesteś? - Zadała pytania, obserwując wroga czujnie.
         - Kim jestem? Wrogiem twojego wroga. Można stwierdzić, że jesteśmy pobratymcami. A czego chcę? Zaproponować Ci układ, który będzie z korzyścią dla obydwu stron.
         -Wrogiem mojego wroga? Nie rozumiem. I o jaki układ Ci chodzi? - Nie miała pojęcia, o jakiej osobie mówi. I co znowu tamta osoba wymyśliła?
         -Nienawidzisz spadkobierczyni klanu Haruno, czyż nie? Mogę Ci coś zaproponować. Co trzy dni składałabyś mi raport o zamiarach twojej liderki, a ja dam Ci coś, czego pragniesz, a może odbiorę? - W ciemnościach widziała jedynie, jego lekko świecące oko.
         - O czym mówisz? Wyjaśnij, a może przyjmę twoją propozycję.
         - Może najpierw przeniesiemy się w inne miejsce? - Nie czekając na jej odpowiedzieć, coś dziwnego zaczęło wciągać ją jakby w czarną dziurę. Ciemność, co raz bardziej potęgowała, aż został dam czarny obraz. Poczuła ulgę, a łańcuchy z kolcami, które wbijały jej się w skórę, oderwały się od niej. Obraz jakby na powrót zaczął się pojawiać. Szara mgiełka zaczęła powoli formować obraz i jakby z wiru stanęła na obydwu nogach na ziemi. Rozejrzała się sie dokładnie. Stała na krańcu urwiska. Spojrzała za siebie obserwując stromy spadek w dół. Odwracając się widziała teraz lepiej sylwetkę mężczyzny. Za jego plecami była pokrywa lasu. Ich postaci oświetlał księżyc w pełni. Spoglądając na jego tarczę, mogła stwierdzić, ze zmienił swój kolor na czerwień. Soczystą, jaskrawą, czerwień.
         -Piękny czyż nie? To jest ten czas. - Odezwał się sie do niej. - Podejmij decyzję. Będziesz mi posłuszna, dostarczając mi wszelakich informacji na temat Sakury Haruno i jej postanowień. Ja w zamian podaruję Ci moc, oraz jeżeli zdecyduję, że zakończyłaś swoją część umowy z powodzeniem, odbiorę Ci zbędne uczucia. Tego pragniesz najbardziej, prawda? - Ona otworzyła szeroko oczy. Właśnie stoi przed osobą, którą Sakura pragnie dopaść. Decyzja, przed którą została postawiona jest trudna. Czy przerasta ją? Nie sądzi. To, co zaproponował jej mężczyzna jest kuszące. Ogromna siła, i w końcu pozbędzie się sie uczuć hamujących ją? Spełnienie marzeń! Jednakże, co jeśli zawiedzie? Pragnie przecież również pozbawić życia Sakury, ale czy oddanie jej w ręce jej wroga, nie będzie się również liczyć ze śmiercią? Uśmiechnęła się sie do siebie chytrze. Co by nie wybrała i tak Bedzie na jej korzyść. Zawiedzie - trudno, znajdzie inny sposób na pozbycie sie tego. Uda jej sie - nie będzie musiała się nadwyrężać, wszystko, co chciała samo przyszło do niej. Spojrzała w czerń ukrywającą twarz mężczyzny. Otworzyła usta i wypowiedziała słowa, które zadecydowały o jej dalszych losach i nie tylko:
         -Zgadzam się.

W odpowiedzi można było usłyszeć tylko ochrypły,
donośny głos zwycięstwa.


         Od autorki: Na początek wielkie gomenasai, za tak długą nie obecność. Dlaczego mnie nie było, taki długi okres czasu? Nie będę kłamać, że miałam tam jakieś obowiązki szkolne i tak dalej.. Po prostu mi się nie chciało! Leń ze mnie niestety. Eh.. Rozdział zaczęłam pisać do trzech stron, zaraz po opublikowaniu trzeciego rozdziału. Niestety widać poczekał sobie dłużej na dopisanie i tak małej końcówki. Przepraszam za wszystkie błędy chciałam jak najszybciej wstawić ten rozdział, by już był i (mam nadzieje) cieszył w pewnej części swoją zawartością.
         Wiem, że chcecie również by było więcej Sakury - i będzie, ale trochę później. To, co teraz przedstawiam będzie miało duży wpływ na dalsze losy bohaterów.
         Kurczę, zawsze się na końcu rozpisuje jak nigdy. No cóż ^ ^. Mam nadzieje, że może mnie trochę pogonicie, i rozdział będzie szybciej.

Pozdrawiam wszystkich, Shayen.

Rozdział trzeci

"Wielka miłość zdarza się w życiu tylko raz, wszystko, co następuje potem, jest tylko szukaniem tej utraconej miłości"

—  Marek Hłasko





            Niebo pokryte chmurami niedawno sie przejaśniło. Słońce wyjrzało zza okalających go białych obłoków. Siedziała i opierała się zmęczona o pień drzewa. Ma bardzo mało czasu, mimo że musi ruszać w dalsza drogę nie ma na to siły, z każdym oddechem przed oczami stają mroczki. Ku jej ucieszy znikają, lecz nie na długo. Technika bardzo ja wykończyła, a skutki uboczne zaczną mieć, co raz większy obszar powikłań. Westchnęła głęboko, a wzrok wbiła w liście nad nią. Dawały złocisty blask terenowi na około niej. Zamartwiała się, że ktoś mógł się dowiedzieć o jej obecności. Zamknęła powieki, a mimo wszystko jedna łza spłynęła z pod powieki. Nie wiedziała, czym jest spowodowana. Nie miała żadnych trosk, nie cieszyła się z niczego. Co to są w ogóle za uczucia? Czy kiedykolwiek jeszcze ich zazna? Zacisnęła dłoń w pieść a sama opierając się o korę poczęła wstawać. Zdołała jedynie lekko napiąć mięśnie, a jej plecy przeszył ogromny ból. Syknęła cicho i zacisnęła zęby. Dwoma rękami zaparła się i mimo bólu, który ją nawiedzał zaczęła sie podnosić. Stanęła na obydwu nogach, kości w kręgosłupie strzyknęły. Jęknęła i lekko się skuliła. Podniosła pusty wzrok na wolno szybujące po niebie chmury. Zaczęła się prostować, lecz ból począł ustępować, a po chwili zniknął. To był dla niej znak, by jak najszybciej załatwić sprawę, ponieważ dalsze skutki mogą być nieprzyjemne, nie tylko dla niej. Lekko ugięła nogi i odbiła się od podłoża, zaczęła z bardzo dużą szybkością przemieszczać się pomiędzy drzewami. Osoba, która ją zaatakowała znała ją. Miała nawet podejrzenie, kto to, lecz nie miała zamiaru się nad nim zastanawiać. Wiedziała, że w końcu dojdzie do tego spotkania. Bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę! Zabrał jej pozytywne uczucia, a jedynie postała złość, nienawiść, własne myśli, które najczęściej prowadziły do nikąd. Nienawidzi ludzi, jedyne ich akceptuje. Złości się na wszystko; nieposłuszeństwo, kłamstwo, niewierność. Jest jedna osoba, do której nie czuje nic. Można by ją nazwać neutralna osobą, lecz ją zostawiła w miejscu gdzie juz nigdy nie powróci. Nie brała jej ze sobą, była tylko irytująca zawadą, którą można było wykorzystać lub zabić. Nie potrzebuje piątego koła u wozu. Skóra na plecach cały czas pulsowała, czuła jeszcze jak nowe tkanki się tworzą.  Zamknęła i otworzyła powieki. Jest już nie daleko morza, następnie będzie ją czekać długi bieg bez przystanku po wodzie. Nie może pozwolić sobie na rejs statkiem. Jest teraz poszukiwana, a każda taka sytuacja by oznaczała dla niej porażkę.





            Znalazła sie w bardzo nieciekawej sytuacji. Obezwładniona z przystawionym kunai'em do szyi i pleców. Na dodatek mięśnie szyi ma naderwane. Ból nie dawał jej spokoju, nie mogąc utrzymać już jej zleciała w dół tym samym przecinając skórę przez broń.
            -Oi! - Ten, który ja trzymał natychmiast zabrał metal z pod jej szyi i przewrócił na plecy. Miała tam (na szyi) sporej wielkości ranę, lecz nie była głęboka, oczy zamknięte i mocno przyciśnięte. Jeden z ninja stojący na przeciwko podbiegł do niej i ściągnął rękawiczki przystawiając dłoń do rany. Zielona poświata koiła ból, lecz ona nie pozbyła się go na dobre. Miała świadomość, co się z nią dzieje, lecz jedynie widziała głęboką ciemność. Lekko uchyliła powieki, lecz jej obraz przyćmiewały lekkie czarne mroczki. Starła sie ze wszystkich sił nie zemdleć. Czuła jak ból jest, co raz mniejszy, a czarne plamki znikają. Pomału, lecz jednak zniknęły. Po dwóch stronach szyi również poczuła dotyk, a ona na powrót miała lepszą kontrolę nad szyją. Zamknęła oczy, a jej ręka powoli kierowała się w kierunku kabury z bronią. Trzymała już kunai w ręku. Zamaszystym ruchem wymierzyła go w członka ANBU, który uleczył ją, lecz jej cios zablokował ten, który ją obezwładnił. Odepchnęła się, nogami i rękoma odbiła się spory kawałek od nich. Mając ich przed sobą mogła się wyraźniej przyjrzeć. Była tam czwórka mężczyzn i jedna kobieta. To ona najprawdopodobniej dała jej władze nad głową. Rozproszyli się, lecz zaraz stanęli na około niej. Zaczęła wykonywać pieczęcie, ostatni znak, lecz nic się nie wydarzyło. Zdziwienie wymalowane na jej twarzy i ponowiła działania, lecz nic się nie stało.
            -Zablokowałam twoją chakrę. Już nic nie możesz zrobić. - Głos zabrała kobieta. Ona jedyna nie ruszyła się ze swojego miejsca. Nadal stała tam gdzie ona leżała. Wyciągała już rękę do kabury, lecz została ogłuszona. Opadła w ramiona jednego z mężczyzn.

            Gdy się ocknęła, nie otwierała oczu. Nasłuchiwała. Poczuła, że ma związane ręce, lecz jedynie liną. Mogła bez problemu się oswobodzić. Coś wbijało jej się w brzuch. Najprawdopodobniej kość ramienia. Czuła, że biegną, chłodne powietrze odsłaniało jej czarny płaszcz, a na skórze na nogach wystąpiła gęsia skórka. Odbijała się do ramienia osoby, która ja trzymała. Musiała działać i to szybko. Otworzyła oczy powoli uważając, by nie zorientowali się, że nie śpi. Powoli oddychała, lecz serce na jej niekorzyść mocno biło. Jeden jej głębszy wdech, a osoba niosąca ją zeskoczyła na ziemie, a jego towarzysze również. Została zwalona na ziemię. Głowę miała schyloną do ziemi, a wzrok wbity w swoje ręce, którymi się podpierała.

            -Wstawaj. Idziemy dalej, zaraz będziemy w wiosce. - Pociągnął ją do góry za linę, a ona się mimo wszystko podniosła. Spojrzała w maskę osoby, która ja pociągnęła. Był to ten mężczyzna, który odkrył jej obecność. Została ponownie pociągnięta i zmuszona do biegu, lecz nie był on szybki. W oddali widziała już bramę wioski. Zaczęła powoli przesuwać nadgarstkami. Musiała sie pospieszyć, albo będzie miała nieprzyjemne spotkanie, zapewne z głową wioski. Czuła, że liny zaczynają się lekko luzować. Powoli je ruszała, ponieważ każde mocniejsze pociągnięcie mogło się skończyć tym, że odkryją, że chce się wydostać. Zostało jedynie parę metrów. Skoro zablokowali jej chakrę zrobi coś innego, uwolni sie w inny sposób. Ostatni skok i już stoją pod bramą wioski. Pociągnięcie i kieruje się za mężczyzną. Za nią stało dwóch ninja, a pozostali przed nią. Ma bardzo nikłe szanse na ucieczkę, ale może spróbować. Gorzej już nie będzie. Przeszli koło budki wartowników. Jeżeli uda jej się zbiec to chyba najpierw zajmie się tym zwojem pod klapą. To moja szansa!  Pomyślała. Natychmiast zsunęła liny z rąk i skoczyła na budynek. Oczywiście tamci ninja zauważyli to i od razu zaczęli biec w pogoń za nią. Kunai’e zaczęły lecieć w jej stronę, zwinnie je omijała. Była jakiś kawałek od nich, więc miała, jako takie szanse by się gdzieś skutecznie ukryć. Oddech miała nie równy, miała bardzo mało sił. Jednym szczęściem było to, że chociaż szyje miała zdrową. Gdyby nadal miała naderwane ścięgna nie było by za wesoło. Zauważyła w oddali jakieś kolorowe światła i głośną muzykę. Natychmiast zaczęła sie kierować w tamta stronę. Na jej nieszczęście przed nią pojawił się następny trzy osobowy oddział ANBU. Pod nią była mała uliczka, natychmiast do niej zeskoczyła, znikając z przed oczu obydwóm drużynom. W szaleńczym biegu zerwała się do przodu. Niemiłosiernie sapała, mimo że starała się sie oddychać równomiernie, nie wychodziło. Widziała, że za nią i nad nią, są wrodzy shinobi. Z każdym krokiem przybliżała się, co raz bardziej do muzyki. Skręciła w prawo. To był jej błąd! Była to ślepa uliczka, za nią już stali ninja wioski skał. Była w potrzasku, nie widziała, żadnej drogi ucieczki.







            Skakała po drzewach, został jej jeszcze dzień wędrówki do wioski piasku. Ona i Tenten biegły po zwoje do wiosek, które znajdowały się najbliżej ich kryjówki. Sakura miała trochę dalej i wybrała chyba sobie najtrudniejsza trasę. Zacisnęła dłonie w pięść. Skoro sama udała się tam, to znaczy, że uważa, że one są za słabe by to przetrwać? Zmrużyła gniewnie oczy. Nienawidzi, gdy ktoś tak o niej sądzi. Skakała z niebywała szybkością po drzewach. Może, jeżeli nie zrobi ani jednej przerwy to dotrze szybciej na miejsce. Chce jak najszybciej ukończyć tą idiotyczną misję i dowiedzieć się więcej o planach Sakury. Ona za dużo nie zdradza, praktycznie nic. Jedyne, co wiedzą z Tenten to to, że planuje zemstę i zbiera potrzebną moc. Tylko tyle! Ale co dalej? Co zamierza z nimi zrobić? Ona nie jest, jakim narzędziem by tamta kierowała nią. Ma wolną wolę i w każdej chwili może ją opuścić i wszystko załatwiać na własną rękę. Biegnąc niestety musiała kierować się na około kraju ognia. Przez wioskę dźwięku, następnie wioskę wodospadu, wioskę trawy, a teraz biegnie przez tereny kraju deszczu. Jeszcze spory kawałek drogi przed nią, ale da radę.




Następnego dnia.





            Przebiegła już jeden z największych obszarów wody i znajduje się na wysepce, niedaleko Kiri. Musiała sie zatrzymać, ponieważ skutki uboczne dały o sobie znać przed zachodem słońca, a kiedy miała już sie kłaść spać wstrząsały nią straszne konwulsje bólu. Cena, jaka musiała zapłacić za użycie tego jutsu była wysoka, czasem dla niektórych nawet za wysoka. Oślepła, straciła słuch, a drgawki pojawiały się sie na całym ciele, nie czuła na czym leży, jedyne, co wtedy czuła to ból, zimno oplatające cale jej ciało. Obecnie była godzina dziewiąta, a ona nadal jeszcze ma jeden dzień drogi do celu. Niedawno powróciły jej zmysły, a ona sama siedziała przy drzewie, koło małego jeziorka. Patrząc na swoje ręce widziała krew, pełno krwi. Lała się ona strumieniami ostatniej nocy z jej uszu, ust, nosa. Powoli wstała, nie czuła żadnego bólu, nic. Rozebrała się do naga. Nie czuła niczyjej obecności. Ta wysepka nie była zamieszkała, był tam jedynie las. Ubrania wyrzuciła w krzaki, wyciągając uprzednio wszystkie zwoje. Podeszła do tafli wody, powoli zanurzyła stopę, woda nie była najzimniejsza. Wskoczyła do wody nurkując. Woda oplatała całe jej ciało. Nie wynurzała się. Oczy miała otwarte. Włosy, pływały na około jej twarzy, miała je aż do pasa. Ściany jeziora były ze skały, gdzie niegdzie wyrastały rzadkie zioła. Nie sadziła, że można jej tutaj spotkać. Podpłynęła do jednej z roślin. Była cała zielona, a na końcu był piękny zielono - żółty kwiat, a z boku wyrastał drugi różowy pąk. Wyciągała już rękę by jej dotknąć, lecz jej serce drgnęło, leciutko zadrżało. Otworzyła oczy szeroko, a ręce przyłożyła do ust. Kończyło jej się powietrze, zaczęła się krztusić. Rękami zaczęła gwałtownie wymachiwać starając się wydostać na powierzchnię. Czarne plamki zaczęły pojawiać się jej przed oczami. Powieki zaczęły opadać, ale nadal próbowała się wydostać. Jedną ręką odpychała się by płynąć w górę. Już miała na dobre zamknąć oczy.







            Znajdowała się właśnie w kryjówce, niedaleko wioski wodospadu. Zdobyła obydwa zwoje, ale tylko dzięki niemu. Gdyby nie on na pewno, było by już po niej. Zamknęła powieki i westchnęła głęboko, przypominając sobie jego delikatne pocałunki.

            Cofałam się do tyłu, a tamci shinobi przybliżali się do mnie z każdym krokiem. Źle wybrałam, ale teraz muszę za to "zapłacić", co? Pytałam siebie w myślach. To było żenujące. Nagle poczułam zimny mur za plecami. Oparłam na nim ręce. Myśl szybko, bo inaczej będzie z tobą kiepsko! Powtarzałam sobie przez cały czas. Wiedziałam, że mam zablokowaną chakrę, a uciec nie mam jak. Jestem otoczona ze wszystkich stron. Spróbowałam wtopić rękę w ścianę. Niestety jedynie koniuszki placów dostały się do wnętrza, a ja sama musiałam je szybko wyciągnąć by tam nie zostały. Byłam w bardzo nie ciekawej sytuacji. Czy kiedykolwiek w ogóle była ciekawa? Serce łomotało mi w piersi ze zdenerwowania. Widziałam jak ten ninja, co mnie uwięził zbliża się w moim kierunku

            -Poddaj się. I tak nie uciekniesz, nie ma gdzie. - Powiedział z kpiną. Nienawidziłam takiego tonu, irytowało mnie  to. Każdy wtedy według niej uważał sie za wielkiego, bo ma przewagę.

            -Chyba śnisz. Nie zamierzam od razu się poddawać. - Uśmiechnęłam się chamsko w jego stronę. Dłonie mu sie zacisnęły w pięść. Wiedziała, że zdenerwowałam jego osobę. To tylko mnie zmotywowało, aby nie poddawać się i spróbować czegoś, tylko, czego do jasnej...?! Poczułam nagle dziwne szarpniecie i dłoń na nadgarstku, a sama przenikłam przez ścianę. Nie miałam czasu by cokolwiek zrobić, a byłam już ciągnięta przez jakąś osobę w czarnym płaszczu. Oczy miałam szeroko otwarte. Uratowała mnie osoba, którą w ogóle nie znam, a na dodatek pomaga mi uciec!

            -C-co...? - Niedane było mi wtedy skończyć, gdyż głowa mojego wybawiciela sie do mnie odwróciła. Nie wiedziałam jednak nadal jego twarzy.

            -Cicho. Na razie nie mamy, o czym rozmawiać, musimy uciec, a raczej Ty. - Usłyszałam bardzo znajomy głos. Nie możliwe, przecież to nie może być... Potrząsnęłam głową, przecież on został w Konoha! Zostawiłam go miesiąc temu w wiosce! Nadal byłam przez niego ciągnięta, lecz zaraz jak tylko poczułam mocniejsze szarpnięcie, zaczęłam biec najszybciej jak tylko mogłam, zrównując z nim kroku. Teraz przez moment tylko zobaczyłam kosmyk jego brązowych, długich włosów. Przymrużyłam powieki, gdyż poczułam jak do nich zbierają się łzy. Słone krople zamazywały mi obraz, lecz jak przetarłam je szybko dłonią widziała w miarę normalnie. Serce nie odstępowała swojego tępa, a tętno nadal miałam niesamowicie przyspieszone. Skręciliśmy ostro w lewo. Widziałam przed nami mur wioski, przecież sie zderzymy! Co on wyprawia?! Zaczęłam hamować, tym samym powodując, że on także zaczął zwalniać tempa przez to, że mnie trzymał za rękę.

            -Co Ty robisz?! Do cholery rusz się i biegnij! - Usłyszałam jego zirytowany głos, ciągnął mnie nadal na mur.

            -A, co Ty robisz?! Przecież my zaraz..!

            -Przenikniemy przez to, postaram się o to, a teraz biegnij. - Warknął w moją stronę. Wahałam się, co zapewne zauważył. Może umie przenikać przez płoty, ale w trakcie biegu? Nawet ja nie daje rady z kontrolowaniem chakry w taki sposób! Jednakże zaufałam mu. Jemu mogłam. Trochę przyspieszyłam, ale w razie potrzeby byłam w stanie zacząć się zatrzymywać. Tamci ninja już za nami na razie nie biegli. Zgubiliśmy ich, ale zapewne jak szybko nie opuścimy teren wioski nie będzie za ciekawie. Byliśmy już blisko, zostało jedynie kilka sekund zanim nie przejdziemy. Zamknęłam oczy, lecz dalej biegłam, mocno ściskając jego ciepłą dłoń. Poczułam chłód na skórze, oraz dziwna błogość. Przebiegliśmy! Udało się! Ale to jeszcze nie był powód do cieszenia się. Przyspieszyłam jeszcze bardziej, ponownie zrównując z nim kroku. Spojrzałam w jego stronę, kaptur powiewał we wszystkie strony, lecz nie spadł z jego głowy. Westchnęłam cichutko, lecz biegłam dalej, trzymając jego dłoń. Serce trochę mi się uspokoiło, lecz nadal uderzało więcej razy niż normalnie. Oddaliliśmy się bardzo spory kawałek od wioski. Kiedy byliśmy pewni, że nas już nie złapią przystanęliśmy pomiędzy drzewami.




Puściłam jego dłoń i odwróciłam się do niego plecami. Tak bardzo chciałam zobaczyć od miesiąca jego twarz, ale jak mogłam spojrzeć mu w oczy po tym, co zrobiłam? Zostawiłam go, oddając pierścionek zaręczynowy. Nie wybaczył i zapewnie nie wybaczy mi. Usłyszałam szelest płaszcza, zapewne ściągnął kaptur, lecz nie odwracałam się w jego kierunku. Poczułam oddech na karku, po moim ciele przeszły dreszcze. Zamknęłam powieki, a dłonie zacisnęłam w pięść. Łzy spływały po moich policzkach. Oddech nadal miałam nie równomierny. Zaczęłam cichutko łkać. Poczułam jego ręce na moich, delikatnie pieścił je po zewnętrznej stronie. Jego dotyk był delikatny, nic nie robił jedynie przytulił mnie do siebie. Głowę odchyliłam w bok, lecz nadal była spuszczona. Jego ręce oplatały moją talię, a głowa była na ramieniu. Jak dawno nie czułam jego ciepła. Ręce dałam na jego i ścisnęłam lekko. Łzy nadal leciały po moich policzkach, powieki miałam nadal mocno zaciśnięte. Nic nie robił więcej, nie pośpieszał mnie, ani nie odpychał. Był po prostu przy mnie, a tego teraz najbardziej potrzebowałam. Przed moimi oczami miałam nasze wspólnie spędzone chwile, moje serce ścisnęło sie z żalu, na te wspomnienia. Miałam naprawdę ogromne wyrzuty sumienia, zostawiłam go samego, opuściłam! Mógł mnie znienawidzić, teraz tu być by mnie jedynie zabić... Właśnie! Co on tu robi? Powoli zaczęłam się uspokajać, starając sie powstrzymywać łzy, które nie chciały przestać się wydobywać z moich oczu. Przestałam łkać, zagryzłam dolną wargę powoli podnosząc głowę, lecz patrzyłam przed siebie, nie chciałam patrzeć na niego. Bałam się tego strasznie jak zareaguje.

            -C-co... - Cichutko zaczęłam mówić, lecz zaraz zacięłam się. Co mam mu powiedzieć? Westchnęłam głęboko.- Co tutaj robisz? - Zapytałam się cicho, lecz wiedziałam, że mnie dosłyszał.

            -A, co chcesz usłyszeć? - Słyszałam jego głos. Nie był przepełniony wściekłością, nie radością. Był smutny, wiedziałam, że miał do mnie żal, za to, co wybrałam. - Powiedziałbym, że przyszedłem po Ciebie, ale skłamałbym. - Wyszeptał do mojego ucha pełnym bólu głosem. Na powrót zaczęły spływać po moich policzkach łzy. - Szukałem Ciebie, nawet Hokage sie postawiłem by móc wyruszyć na poszukiwania ciebie. Nie pozwoliła mi. - Wsłuchiwałam się w jego słowa. Nadal tulił mnie do siebie, dłonie miał zaciśnięte na moich.

            -To, co tutaj robisz? - Zapytałam ochrypłym głosem.

            -Zostałem wysłany na misję by przekazać zwój Tsuchikage. Ale usłyszałem również wychodząc w jego gabinecie, że pewna dziewczyna w kokach, zamierzała wykraść zwój, a została złapana. - Nadal szeptał mi do ucha.

            -Dlaczego, więc mi pomogłeś?

            -Pamiętasz tamtą noc, gdy powiedziałem Ci coś bardzo ważnego? - Poczułam na ramieniu cos mokrego. Nie myślałam już o niczym. Zwróciłam swoją zapłakaną twarz w jego kierunku. Nadal te same długie włosy i piękne oczy, z których teraz leciały łzy. Jego klatka piersiowa unosiła sie nierównomiernie. Oczy miał pełne bólu i rozpaczy. Odwróciłam się całym ciałem w jego kierunku. Ręce dałam na obydwa jego policzki ścierając łzy, on zrobił to samo z moimi.

            -Neji... - Wyszeptałam cicho, załamującym się głosem. Przytuliłam się do niego mocno. - Tak bardzo cię kocham. - Wyszeptałam jeszcze ciszej, nie sądziłam by on to usłyszał. Poczułam lekkie szarpnięcie i jego usta na swoich. Oczy miałam szeroko otwarte, patrzyłam również w jego otwarte, lecz po chwili zaczął je opuszczać, ja także. Całował delikatnie, jak by się bał jakbym zaraz miała zniknąć. Nie był nachalny. Muskał delikatnie swoimi ustami moje. Westchnęłam lekko. Tak bardzo za tym tęskniłam. Leciutko głaskał mój policzek. Poczułam jak coś zimnego wsuwa na mój serdeczny palec. Oderwałam się od niego, patrząc na dłoń, gdzie znajdował sie pierścionek zaręczynowy. Dłonie miał na moich biodrach.

            -Dlaczego? - Nadal szeptałam, bałam się powiedzieć coś głośniej.

            -Mimo, że uciekłaś z wioski, że uciekłaś od domu, od przyjaciół.... - Tu przerwał na moment, lecz dalej kontynuował. - Ode mnie... To nadal jesteś moją ukochaną, nie opuszczę Cię. - Nie spodziewałam się tych słów, przecież on powinien mnie... Nawet nie byłam wstanie teraz o ty myśleć!

            -Ale... Ty teraz powinieneś mnie nienawidzić! - Powiedziałam trochę głośniej. - Nie powinieneś mnie kochać po tym, co Ci zrobiłam. - Na powrót zniżyłam głos.

            - Możliwe, ale czy to źle, że nie potrafię powstrzymać tego uczucia? - Jego ręce lekko sie zacisnęły na moich biodrach. Oczy miał przymrużone.  - Kocham Cię i nigdy nie przestanę! - Powiedział głośniej. - Proszę... Wróć ze mną. - Wyszeptał te słowa do mojego ucha przytulając się jeszcze mocniej.

            -N-nie mogę... - Wyszeptałam spanikowana. Zostałam postawiona przed wyborem, ukochany lub moc, przyjaciółki. Obydwie rzeczy są dla mnie najważniejsze. - Nie mogę tego zrobić, nie po tym, co zrobiłam. - Głowę odwróciłam w bok patrząc w ziemie, pod naszymi nogami. - Nie mogę opuścić Sakury i Ino. - Wyszeptałam jeszcze, lecz tak, żeby on tego nie usłyszał.

            -Dlaczego? Przecież przyjmą Cię z powrotem! - Podniósł lekko głos.

            -Nie, Neji. Nie wymagaj ode mnie czegoś, czego nie spełnię. - Nie podnosiłam głowy, lecz poczułam jego dłoń na moim podbródku, uniósł mi głowę, patrząc w me oczy.

            -To pozwól mi pójść z Tobą.

            -Tego również nie mogę spełnić, przecież wiesz. - Głos mi się załamał. Nie chciałam tak bardzo go stracić, lecz dawał takie propozycje, na które nie mogłam się zgodzić. - Nie pozwolę, byś został zdrajcą tylko, dlatego, że podążyłeś za mną. Nie zgadzam się! - Teraz to ja podniosłam głos.

            -Ale robie to wiesz, z jakiego powodu! Nie mam zamiaru Cię stracić znowu! - Przerwał, lecz wiedziałam, ze coś jeszcze chce powiedzieć. - Ale w porządku... - Powiedział juz ciszej, zdenerwowanym głosem.

            -Neji... - Przerwał mi. Odchylił się ode mnie stając krok ode mnie. Widząc to serce ścisnęło mi się, a z oczu znów poleciały łzy.

            -Tego chciałaś czyż nie? - Rzucił w moją stronę zwoje, a sam odwrócił sie do mnie plecami. Złapałam je, trzymając w obydwu dłoniach. - Zachowaj pierścionek, pamiętaj, jesteś nadal moją narzeczoną, ja nie poddam sie tak szybko! Może teraz nie wrócisz ze mną, ale kiedyś będziemy razem. Dopilnuję tego! - Nie zdążyła niczego powiedzieć, nic zrobić, a jego juz nie było. Jedynie białe obłoki były jedynym znakiem, ze przed chwila tu był. Upadłam na kolana, łkając i zaciskając mocno powieki. Zwoje przycisnęłam do piersi, ściskając rękę gdzie miałam pierścionek. Serce tak mocno mnie bolało, nie chciałam tego. Za bardzo go kochałam i kocham!



            Od Autorki: No i kij -,-. Nie umiem pisać takich scen, ani romantycznych ani tragicznych. Równie dobrze mogłabym uderzyć parę razy moją głową o ścianę i było by to samo, co tutaj. Ojojoj... Ze mną na pewno nic nie jest dobrze. Ehh... Parę dni temu skończyłam piętnaście lat. W końcu! Czekałam na ten dzień jak nigdy ^ ^. Mam nadzieje, że rozdział, choć w części się podobał. Zauważyłam, że strasznie komplikuje sprawy, w każdym rozdziale. No cóż...

            Mam jeszcze jedną sprawę do jednej z czytelniczek Mnemosyne. Nie podobał mi się komentarz twój pod jedenastym rozdziałem. Ja chciałam się nauczyć pisać, bo mnie coś tchnęło wtedy. Nie umiałam pisać, nawet normalnie zdania ułożyć. Trudno! Każdy ma swoje początki czasem lepsze, czasem gorsze. Więc jeśli nie chciałaś tego czytać, lub nie widzieć na oczy tamtego opowiadania, to wystarczyło tylko zamknąć kartę przeglądarki. Nic trudnego. Tylko tyle mam do powiedzenia.

Pozdrawiam wszystkich, którzy chcą czytać nadal te moje niestworzone wymysły. :)

Rozdział drugi

Dla mieszkańców tej krainy "Śmierć" nie jest niczym istotnym.
— QuinRose „Alicja w Krainie Serc”.


Słońce wyszło zza chmur oświetlając lekko ciemne cienie w lesie, otaczającym ich nową kryjówkę. Z jej wnętrza wyszła postać. Zarzuciła płaszcz na plecy, a wejście z tyłu zastąpiło się dwoma drzewami kwiatu wiśni. Spojrzała na źródło światła i założyła kaptur na głowę. Odbiła się od ziemi i ruszyła przed siebie. Jej celem jest Kiri, wioska ukryta we mgle. Ma nadzieje, że nie spotka żadnych przeciwności nadrodze. Jeżeli jednak nastąpi taka sytuacja to nie zawaha się zabić. Nie lubi widzieć przeszkód na drodze, jaką obrała. Nie ważne czy jest to przyjaciel czy wróg. Myśli jedynie by wypełnić cel. Można śmiało powiedzieć, że jest egoistką. Poświeciłaby nawet życie swojej „przyjaciółki”, jeżeli nadal może ją tak nazywać, mimo że nie czuje żadnej sympatii do jej osoby.
Przed chwilą zrobiła sobie przerwę. Cały czas przez kilka godzin biegła bez ustanku. Jej blondwłosy, które były schowane pod kapturem, teraz powiewały na wietrze. Zebrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła w dalszą podróż. Myślała nad słowami Sakury,gdy były jeszcze w wiosce. Kiedy przypomni sobie, czego żądała jej tętno przyspieszało, a sumienie dawało o sobie znać, żeby się nie zgadzała wtedy najej warunki. Mimo, że nic nie zrobiła to miała jakieś wyrzuty po daniu odpowiedzi.Jeżeli chcecie ze mną pójść, musicie być świadome, że będziecie zabijaći to dla własnych potrzeb. Musicie wyrzec się wszystkich uczuć hamujących was.” Biegnąc tak ukryła twarz w dłoniach. Nie zauważyła gałęzi przed nią i uderzyła w nią. Czuła ból na policzkach i rękach. Spadała w dół patrząc nagałęzie drzew nad sobą. Nie reagowała, nie próbowała nawet czegoś zrobić by zapobiec upadkowi. Może nie chciała? Może pragnęła siebie ukarać cieleśnie za to, na co przystała? Poczuła mocny ból w plecach. Wydała z siebie głuchy jęk. Nie ruszała się, zacisnęła powieki, a otwierając je patrzyła jedynie do góry. Obserwowała pożółkłe liście, które gubiły drzewa na wietrze. Tak bardzo pragnęła cofnąć czas i powiedzieć inną odpowiedź, lecz gdyby to zrobiła nie miałaby wtedy możliwości zdobyć tego, czego pragnęła. Wiedziała, ze Sakura już dawno oddała miłość do Sasuke w inne ręce. Cieszyła się z tego. Mimo że się nie przyznawała, bardzo pragnęła zobaczyć go. Ocenić jak bardzo się zmienił. Mogła się jej przeciwstawić, lecz wiedziała, że by jej nie pokonała. Trudno było jej to przyznać, ale ta mała, płaczliwa smarkula prześcignęła ją we wszystkim. Zacisnęła dłonie w pięść. Z jej oczu popłynęły pojedyncze łzy, Podciągnęła się do siadu. Syknęła czując ból z tylnej części ciała, lecz nic nie zrobiła. Dalej płakała, cicho szlochała. Czuła się tak beznadziejnie! Ona była do niczego. Tak bardzo zazdrościła jej tego, że nic nie czuje. Zawsze los musiał wybierać tylkoto różowe dziwadło. Ona musiała trafić do drużyny Sasuke, ona musiała zostać uczennicą Hokage, to ona musiała zostać pozbawiona uczuć! Tak bardzo jej nienawidziła. Jak tylko pomyślała, czym się przejmuje, ogarnęła ją przeogromna złość. Była żałosna! Wycierając agresywnie łzy, zacisnęła szczękę, by nie krzyknąć. To dziwadło doprowadzało ją do furii. Postara się ją przewyższyć, by kiedyś w końcu ją pokonać. Będzie wtedy niepokonana, przezwycięży osobę bezskrupułów – zabójcę doskonałego. Nawet ona twierdziła, że uczucia są zbędne, lecz tamta kobieta pragnęła ich jak najbardziej. Wiedziała, że Sakura chciała odzyskać je, lecz wiedziała, że jeżeli je odzyska znów stanie się ta irytującą dziewuchą. Może na razie będzie posłuszna, ale w późniejszym czasie sprzeciwi się, jak będzie pewna swojej mocy. Uśmiechnęła się szatańsko do swoich myśli. Z trudem wstała z ziemi, na równe nogi. Czas zacząć zabawę.
Biegła przez gęstwiny drzew i krzewów. Zastanawiała się, dlaczego w ogóle wyruszyła za Sakurą. Jakimiała w tym interes zdradzając wioskę? Miała kochającą rodzinę, przyjaciół,  a nawet miłość. Razem zNejim byli razem od półtora roku. Uciekając automatycznie zerwała tą więź.Wiedziała, że jej już nie odzyska, że nigdy więcej nie zobaczy jego oczu patrzących na nią z miłością. Zapewne w jego spojrzeniu pojawią się tylko tenegatywne emocje wobec niej. Przystanęła na gałęzi drzewa i uderzyła z dużą siła o pień, zaciskając dłoń w pięść. Tak bardzo teraz tego żałowała! To był nagły impuls, że podążyła za Sakurą. Może pokusa poznania nowej broni i możliwości technikalnych ją zwabiła. Mogłaby teraz uciec, ale co jej z tego? Nie ma już, po co wracać do wioski, a jej towarzyszki uznałyby ją za żałosną uciekinierkę, która nie może się zdecydować, po której stronie stoi. Zacisnęła mocno powieki czując, że łzy zbierają jej się w oczach. Nie chciała uronić, ani jednej, nie chciała ich widzieć, uważała je za oznakę słabości. Chcąc wyżyć się, zaczęła z niebywałą szybkością i brutalnością skakać z drzewa na drzewo.  Nie obchodziło ją, że może w ten sposób zwrócić uwagę swojego wroga. Skakała tak dopóki nie wyładowała swoich emocji. Zeskoczyła na ziemię i oparła się o pień drzewa. Trochę przesadziła.Miała małą zadyszkę. Próbowała uspokoić oddech i przyspieszone tętno. Ruszyła przed siebie, wolno stawiając kroki. Łapała duże chlusty powietrza. W pewnym momencie poczuła jak ziemia pod jej stopami lekko zapadła się. W jej stronę zewsząd leciały kunai’e. Byłe nieostrożna, czego efektem było aktywowanie pułapki wroga. Zaczęła pospiesznie składać pieczęcie, a moment później zapadła się pod ziemię. Będąc pod powierzchnią miała zamknięte oczy, widziała jedynie wzrokiem wyobraźni. Widziała przed sobą kilka zapadni. Kolejne pułapki. Pod ziemia zliczyła może z dwanaście, lecz niewiedziała ilu może się spodziewać nad ziemią. Zaczęła powoli poruszać się nie wychodząc na powierzchnię. Omijała pułapki, uważając jednak, bo mogła jakąś przeoczyć. Technikę tę miała opanowaną do perfekcji, jej naturą chakry była ziemia. Odkryła to podczas jej jednego treningu z Nejim. Jak przypomniała sobie,co było po tym, mimowolnie się rumieniła. To był jej pierwszy bliski kontakt zmężczyzną. To właśnie wtedy wyznał jej swoje uczucia. Przypominając to sobie, robiło jej się ciepło na sercu. Uśmiech utkwił na jej ustach. Dotarła na koniec pułapek podziemnych. Przebyła bardzo duży kawałek, zaważając na zasięg zasadzek. Były one naprawdę bardzo spore. Uważając zaczęła się wyjawiać z ziemi, poczuła drgania, ktoś się zbliżał w jej kierunku. Jak tylko stanęła na dwóch nogach pośpiesznie podbiegła do drzewa i zaczęła wnikać w nie. Drzewo nie było bezpośrednio ziemią, dlatego to zajmowało jej dużo więcej czasu. Zostałajej jedynie dłoń, a na polanie pojawiło się czterech ninja. W ostatnim momencie schowała ostatnią część ciała, choć jedna osoba popatrzyła się w jej osobę. Reszta najwyraźniej nie zauważyła i miała nadzieje, że tamten członek zespołu także. Obserwowała ich dokładnie. Wiedziała, że oni nie mogą jej zauważyć. Tamten ninja cały czas uważnie patrzył w jej stronę, w drzewo, w którym się ukryła. Jeden z nich zabrał głos.
-Tsuchikage mówił, że została naruszona jedna z pułapek.
-Może to po prostu zwierzę? – Odparł kolejny.
-Nie sądzę. – teraz obok nich pojawiła się piąta osoba. Miała na tworzy maskę w kształcie pyszczka lisa. – Pierwsza pułapka naziemna została aktywowana.. Nie było nigdzie krwi, ani ciała. Nie było możliwości, aby zrobiła to żywa istota. Atak był zbyt duży do uniknięcia. – Wyjaśnił.
-Chyba, że był to ninja, który potrafi panować nad żywiołem ziemi, lub powietrza. – Swoją dedukcję wyjawił ten mężczyzna, który cały czas przypatrywał się w kierunku jej kryjówki. – To by wyjaśniało brak krwi i ciała. – W tym monecie zniknął i przez ułamek sekundy zdążył znaleźć się koło drzewa, w którym się znajdowała. Oczy jej się rozszerzyły, a tętno przyspieszyło. Cholera! Mężczyzna kończąc znaki, zaczął zagłębiać swoją rękę w drzewo. Dziewczyna zpaniką zaczęła wtapiać się szybko w ziemię. Nad jej głową znalazła się dłoń.Nie zdążyła wystarczająco się zniżyć, a złapała ją za głowę. Czuła jak krzyk uwiązł jej w gardle.

Siedziała na drzewie, anogi zwisały bezwładnie w dół. Jadła kanapkę, która przygotowała sobie na podróż. Była niedaleko celu, brała pod uwagę możliwość, że może spotkać wroga. Nie tylko ona pragnęła mieć w posiadaniu tamten zwój. Jedynie nie chciała spotkać Akatsuki na swojej drodze. Wiedziała, że gdyby jednak doszło do konfrontacji między nimi, wiadomym by było, że jest na przegranej pozycji. Mimo że posiadała ponadprzeciętne możliwości, to nie dałaby rady z dwoma przestępcami klasy „S”. Zastanawiałasię czy Ino i Tenten spotkały przeszkody na swojej drodze. Domyślała się, że będą żałować tego, że opuściły wioskę. Wzięła je jedynie dla własnych celów. Im większa grupa tym szybciej można było zdobyć potrzebne materiały do zwiększenia mocy. Czekała tylko na jeden dzień, czekała aż zdobędzie wystarczającą moc.Wtedy opuści tamte dwie i zajmie się swoja zemstą. Pragnie tego najbardziej. Myślała nawet nad tym czy nie zabić Sasuke, przez to, że tak cierpiała po jego odejściu. Kiedy tamten człowiek odebrał jej uczucia, również zabrał tą żałosną miłość. Ma jednak przypuszczenia, że to uczucie powróci po zabiciu jej dawnego kata.Wtedy zdecyduje się go zabić. Przyczynę tego uczucia. Jest jej obojętny, jednak, jeśli to uczucie powróci nie może się zawahać. Nie ma ochoty być tą żałosną osobą,co kiedyś. Zmieniła się i to widać, jednak nie chce być zależna od tamtego wydarzenia. Wyrzuciła papierek na dół, a sama wstała na równe nogi. Rozglądnęła się dookoła. Nikogo nie widziała, nie czuła niczyjej obecności, co oznaczało, ze nikogo nie ma w pobliżu. Ruszyła w dalsza podróż. W drodze powrotnej będzie musiała się udać do wioski ukrytej w gorących źródłach. To jest największe skupisko wszystkich przestępców z książki Bingo. Musi znaleźć jakiegoś informatora, w innym wypadku będą odcięte od świata. Informacje o tych zwojach dowiedziała się jak jeszcze były w wiosce, lecz gdy teraz uciekły będzie musiała sama o to zadbać, by dowiadywać się o rzeczach lub osobach, które mogą ją zbliżyć do wyznaczonych celów. Usłyszała szelest z lewej strony. Odwróciła się w tamtym kierunku rzucając kunai. Usłyszała tylko głuche „bum”, a osoba, którą trafiła opadła na ziemię. Zeskoczyła z gałęzi i podeszła do krzaka. Wyciągnęła dłoń i powoli zaczęła rozsuwać gałęzie krzewu. Ujrzała kawałek drewna, a kunai, który rzuciła był wbity dokładnie w środek. Podniosła wzrok pospiesznie, a wjej kierunku leciała już broń. Miały przymocowane notki wybuchowe. Oczy się rozszerzyły, a adrenalina podskoczyła w żyłach. Gwałtownie zerwała się z miejsca odskakującna sporą odległość, lecz zasięg wybuchu i tak ją dogonił. Odrzuciło ją odrzewo. Brzuchem uderzyła o nierówną powierzchnię drzewa. Jęknęła z bólu. Opadła z głuchym hukiem na ziemie. Skuliła się. Przez jej ciało przeszła fala zimna, a następnie ból. Z jej ręki zaczęła wydobywać się zielona poświata. Przyjemne ciepło zaczęło goić rany wewnętrzne. Westchnęła i zacisnęła powieki. Kiedy była pewna, że może się poruszać szybko wstała. Lecz zaraz znów została zaatakowana. Z różnych stron leciały ostrza. Każdy odbijała. Było to irytujące. Coś odepchnęło ją do przodu. Upadła na ziemię. Czuła jak ktoś trzyma nogę na jej plecach. Była nieostrożna, a teraz musi za to zapłacić! Coraz mocniej osoba przyciskałają do ziemi. Zacisnęła zęby by nie krzyknąć, a oczy automatycznie się zamknęły, mocno zaciskając powieki. Ręce przyciągnęła do siebie, ściskając w pieść. Chciała się podnieść, by odepchnąć przeciwnika, lecz on jeszcze mocniej przyciskał ją do podłoża. Ból stawał się, co raz bardziej intensywniejszy, a ona miała ochotę krzyknąć na cały głos. W tym momencie widać jak bardzo jest słaba! Jak bardzo potrzebuje mocy! Jej napastnik, jeszcze mocniej na nią napierał, aż w końcu coś gruchnęło jej w plecach. Otworzyła gwałtownie oczy, a ciało wygięła w łuk. Złamał jej kręgosłup! Zaczął ją jeszcze dociskać, a następnie ściągnął nogę. Ciało opadło bezwładnie na ziemie. Nie ruszała się. W tym momencie wróciło jedno uczucie. Bała się! Tak bardzo się bała! Serce odbijało się w szaleńczym tempie o żebra, nie mogła oddychać. Każda próba wzięcia głębszego oddechu kończyła sie na wszeogromnej dawce bólu i cierpienia. Była bez silna. Oczy się rozszerzały i zwężały, a z oczu zaczęły mimowolnie skapywać łzy. Czuła jedynie strach, ból i upokorzenie. Tak łatwo dała się pokonać przez nieznanego jej mężczyznę. Stanął naprzeciwko niej, lecz w dużej odległości. Zacisnęła dłonie w pięść i spięła mięśnie by się podciągnąć. Natychmiast upadła na ziemię jeszcze bardziej siebie raniąc. Serce łomotało jej w piersi, a ból nie odstępywał jej na krok. Lekko podniosła głowę i patrzyła na osobę stojącą na przeciwko niej. Miał na sobie długi czarny płaszcz zakrywający szczelnie ciało, a twarz była skryta pod kapturem. Przez jej czaszkę przeszedł niemiłosierny ból. Zacisnęła szczękę, po jej policzkach skapywały nadal słone krople. Zacisnąwszy oczy w jej głowie rozległ się władczy, męski głos.
Niczego się nie nauczyłaś. Zawiodłem się na tobie.
Otworzyła oczy chcąc zobaczyć postać, lecz jej już nie było. W jej głowie jak by się na powrót pojawiła blokada. Usta otworzyła, a jęk wydobył sie z krtani. Nic nie czuła. Napowrót stała sie tą zimna osobą! Nie mogła zrobić ani jednego ruchu. Była bezsilna, była teraz łatwym punktem do zlikwidowania. Później zacznie się zastanawiać, kim była tamta osoba, choć się domyślała. Najważniejszym jest teraz by zrobić cośz kośćmi. Rany otwarte i wewnętrzne było łatwo uleczyć, lecz kości same musiałysię zrastać. Znała jedyną technikę, która była w stanie uleczyć jej kręgosłup. Jest jedną z tych zakazanych, ze względu na swoje obszerne skutki uboczne. Zaryzykuje! Musi jak najszybciej dostać się do celu, zanim ktoś ją uprzedzi. Zacisnęła powieki, a usta wymawiały słowa w obcym języku. Na ziemi, na której leżała wokoło jej ciała, zaczęły pojawiać się znaki. Czuła jak by czyjeś dłonie muskałyją po skórze. Nie była to jednak jedna para rąk, a kilkanaście! Zaczęły pazurami rozcinać skórę na plecach. Odór krwi doszedł do jej nozdrzy. Jej twarz wygięła się w krzywym grymasie, nie wydała z siebie jęku, lecz kiedy poczuła ogromny ból, oraz powiew powietrza w otwarta ranę, krzyk rozniósł się w sporej odległości. Czuła jeszcze gorsze zabiegi. Skóra została rozszarpana na plecach, a mięso z nich leżało obok niej. Miała zaciśnięte powieki, a ściskając rękę paznokcie wbijały się w skórę. Ból w ręce jednak nie pozwalał przenieść uwagi na siebie,bo pozostała skóra na plecach pulsowała.
Usta miała otwarte, ale nie wydobyła z siebie ani jednego dźwięku. Próbowała wyrwać głowę z uścisku, lecz osoba jeszcze mocniej zacisnęła na niej swoje palce. Zacisnęła oczy, a usta zwężyły się jedynie w wąską linijkę. Nie ma pojęcia, co ma robić. Ma jedynie kilka sekund na obmyślenie planu. Wróg odkrył jej położenie, ma ją praktycznie już złapaną. Co jej pozostało? Czuła, że chakra zostaje jej odebrana, a sama staje się, co raz słabsza. Nie może tak stać i bezczynnie czekać na śmierć. Jak nie wydostanie się z drzewa, to już na zawsze w nim pozostanie. Zaczęła się wyrywać i tym razem starała się wydobyć z drugiej strony pnia drzewa. Jedną ręką była już na wolności. Trzymała się mocno kory, a skóra się ścierała od nadmiaru siły. Próbowała się odepchnąć od zasięgu wroga, lecz jego druga ręka złapała ją jeszcze mocniej i pewniej. Miała wrażenie, że głowa zaraz odzieli się do ciała. Ból przeszywał jej kark i czaszkę. Ręka powoli się zsuwała,co raz mocniej raniąc i zostawiając czerwone ślady. Nie miała czasu przejmowaćsię bólem, mogło ją cos gorszego spotkać, jeżeli by się poddała. Wydobywając drugą rękę podparła się także nią. Ręce napastnika się zsunęły, lecz nadal trzymały jej włosy, które rozwiązały się z dwóch koczków, które zazwyczaj nosiła. Zacisnęła powieki jeszcze mocniej, a z oczu popłynęły pierwsze łzy. Całe ciało prócz głowy było na zewnątrz. Nagle ręce ją puściły. Odepchnęło ją dotyłu, cała wynurzyła się z drzewa. Upadła z lekkim hukiem. Nie panowała nad swoim ciałem. Leżała na brzuchu, mając rozłożone ręce na boki. Powieki nadal miała bardzo mocno zaciśnięte, a z oczu płynęły łzy. Ma najprawdopodobniej naderwane mięśnie w szyi. Nie mogła nią poruszać, jednakże, gdy usłyszała kroki zbliżające się do jej osoby, starała się podnieść. Wstała na czworaki, lecz zaraz znów została kopnięta na ziemię. Serce przyspieszyło rytmu, lecz nie dawała po sobie znać, że się boi. Dróżki z łez zdążyły jedynie pozostać jedynym śladem, że płakała. Zaciskając szczękę, próbowała podnieść głowę, z wielkim bólem,jednak jej się to udało. Z jej ust wydobył się syk, lecz powoli zaczęła otwierać oczy, czując metal pod szyją i na plecach starała się nie ruszać.Widziała w około siebie czterech ninja z wioski skał, a piąty ją obezwładnił. Wiedziała, że nie da rady uciec, zwłaszcza, gdy jej stan fizyczny jest na wyczerpaniu. Wiedziała, ze ma poważne kłopoty! 


Od autorki: Wybaczcie jeżeli niektóre słowa będą ze sobą sklejone. Zawsze mam tak ,ze muszę je rozdzielać, jak wklejam z worda. Onet mnie nie lubi -,- . Dziękuję Ikuli za te słowa krytyki. Wzięłam je do serca i staram się poprawić, choć nie wiem czy się poprawiam. Czytając nadal czuje, że w pewnych momentach jest pustka, a nie wiem czym ją wypełnić. Musze się jeszcze sporo nauczyć. Ehh.. Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze, nawet nie wiecie jak one mocno motywują do dalszego pisania.
Pozdrawiam wszystkich.

Rozdział pierwszy

Nad wioską rozpętała się szaleńcza burza, drzewa już prawie w całości pozbyły się swoich i tak już o zmniejszonej ilości liści. Jesień – najsmutniejsza pora roku, to w niej zawsze występują najgorsze wypadki.
            Podczas tej wichury, przez środek wioski biegła czternastoletnia dziewczyna, nie obchodziło ją, że pada deszcz, że wiatr może być jej przeszkodą, nie liczyła się z tym. Musiała dostać się do największego budynku w wiosce, musi się dowiedzieć gdzie są jej rodzice, dlaczego tak długo nie wracają. Termin zakończenia ich misji skończył się miesiąc temu. Wszyscy mówili, że ton nic takiego, że po prostu spotkali przeszkody na drodze, a to spowoduje ich późniejszy powrót. Gadanie! Wiedziała, że coś jest nie tak! Jak mówiono jej o tym to mieli smutny wyraz twarzy, mimo że uśmiechy były widocznie. Jacy ludzie potrafili być nieszczerzy wobec siebie. Nie cierpiała tego najbardziej- kłamstwa! Wbiegła do głównego budynku. Straż nie zdziwiła się jej widokiem, była tu częstym gościem, że względu na rodziców, a także, że sama Hokage była jej mentorką, ona zastępowała nawet czasem jej biologiczną matkę,troszczyła się o nią jak o nikogo innego. Biegnąc po schodach do gabinetu piątej,słyszała trzask, jakby łamanego drewna. Stanęła i przysłuchiwała się rozmowie.
-Jak to nie wrócili?! – Donośny głos Hokage rozprze szczenił się nawet po za murami biura.
-Najpierw się niech pani uspokoi, nerwy tu nic nie pomogą. – Wiedziała, że jej mentorka nie lubi jak się jej zwraca uwagę, ale tym razem nic nie powiedziała, jedynie odkrząknęła.
-A,więc co się stało? – Już spokojniejszym głosem słowa wypowiadane były z ust Tsunade.
-Oddział w czasie misji został zaatakowany przez nieznaną organizację, pragnęli najprawdopodobniej zwoju, który zdobyliśmy. Dwóch członków podczas tej walki zdecydowało się walczyć samemu, a żeby reszta wznowiła podróż powrotną i zdążyła zdać raport z misji.
-Rozumiem,co się z nimi stało?
-Kiedy byliśmy na dalszej odległości usłyszeliśmy wybuch, a wielkie kłęby czarnego dymu unosiły się ponad warstwą lasu. Najprawdopodobniej zginęli.– Cały czas jeden głos wypowiadał się, choć dokładnie czuła, ze osób w pomieszczeniu jest o wiele więcej niż dwójka.
-Kto tam został?
-Minorui Rin Haruno. – Po usłyszeniu tych słów dziewczyna oparła się ręką o drzwi, a drugą zasłoniła oczy, z których leciały krystaliczne łzy. Osoby, które kochała ponad wszystko zginęły! Już nigdy nie zobaczy ich na oczy! W pomieszczeniu jakby nastała grobowa cisza, nikt się nie odzywał. Nagle ktoś otworzył zamaszyście drzwi, a wszyscy zebrani w pomieszczeniu skierowali wzrok, na dziewczynę, która upadła na podłogę.
-Sakura,co ty tu robisz?! – podniosła głos Tsunade.
-Moi rodzice… Dlaczego mnie okłamywałaś? Dlaczego powiedziałaś, ze idą na zwykłą misję, na której nic im się nie stanie? – Zignorowała obecność zebranych tu członków ANBU i patrzyła jedynie na swoją mentorkę.
-Misja liczyła się do zwykłej rangi B, mogłabym nawet wysłać zwykłych jōninów, ale biorąc pod uwagę sytuację zaistniała podczas jej wykonywania, automatycznie przeskakuje na rangę A.
-Dlaczego…- Dziewczyna nie słuchała wykładu najwyższej, pragnęła jedynie odpowiedzi na swoje pytanie.           
-Nie wiedziałaś, nikt nie widział, ze tak się potoczy, wiec nie szukaj winnego w wiosce, bo nikogo nie odnajdziesz. – Podniosła swoje zapłakane oczy na kobietę.Miała rację, w wiosce nie znajdzie winnego, lecz po za jej granicami owszem.

Siedziała na fotelu opierając brodę na złączonych dłoniach. Miała zamknięte oczy, wspomnienia przychodziły jej z niebywałą łatwością, lecz jedynie te przykre. Nie pamięta już twarzy swoich rodziców. Kiedy odebrano jej uczucia, także zabrał jej część wspomnień o tych najważniejszych osobach. Dziwiła się, że pamięć o przyjaciołach i tych miłych ludziach, których spotkała w wiosce nie minęła. Westchnęła głęboko.Otworzyła oczy, oparła się o fotel, a ręce powędrowały na oparcia. Patrzyła przed siebie pustym wzrokiem. Tak pragnęła coś poczuć, choć ten jeden jedyny raz. Od szesnastego roku życia nie czuje nic. Jest jak zwykły kamień. Czym jest człowiek bez uczuć? Ciało te jedyne starzejący się pojemnik, a dusza bez uczuć jest jedynie nieśmiertelną istotą pozamaterialną, która będzie istnieć wiecznie. Lecz świadomość ciągłej tułaczki z tą samą kamienna postawą, mogłaby być przerażająca, dla niej, gdyby jeszcze miała, choć malutką cząstkę tego, co straciła. Pamięta bardzo dobrze ten dzień, kiedy nieznany jej mężczyzna odebrał jej kolejna najważniejsza rzecz. Zamykając oczy, znów stanął jej widok jednegoze wspomnień.
Ciemne pomieszczenie, nie widać niczego, chłód zimnej skały jaskini przeszywał jej plecy. Miała związane oczy, a ręce przykute do ścian. Jedynie mogła polegać na swoich następnych zmysłach. Nie słyszała nic, czuła jedynie chłód, a czuła tylko zapach stęchlizny i krwi. Usłyszała kroki na korytarzu, ktoś się zbliżał.Krok był ciężki, mogła się spodziewać, że zaraz do pomieszczenia wejdzie mężczyzna. Usłyszała skrzypnięcie drzwi, poczuła na skórze lekki powiew wiatru.Drzwi się zamknęła, a znów czuła tylko chłód zimnej skały. Ktoś do niej podchodził powoli. Została złapana za podbródek, który nieznana osoba podniosła do góry.
-Proszę,proszę. Kto by się spodziewał, że taka ślicznotka jak Ty wpadnie w moje sidła.-Zaśmiał się jej do ucha.
-Czego ode mnie chcesz?- Powiedziała lekko podniesionym głosem.
-Nic wielkiego kochana. – Powiedział –Czy czasem nie miałaś ochoty, nic nie czuć? By wszystko odeszło, a została sama obojętność? – Przygryzła wargę, kiedy usłyszała jego słowa. Miał w pewnym stopniu rację. W momencie, kiedy straciła rodziców, nie chciała czuć nic, aby ten ból psychiczny zniknął i nigdy nie powrócił.On widząc to, że się zastanawia nad odpowiedzią, zaśmiał się głośno. Była taka głupia.
-Ja ci to dam. – Na te słowa spięła się. – Sprawię, że zapomnisz o bólu, zapomnisz,co to są uczucia.
-Nie!Nie chcę! Nie zgadzam się!- Zaczęła krzyczeć, a jej oprawaca nadal się śmiał.
-Jasię nie pytam czy się zgadzasz, czy chcesz, ja i tak to zrobię. – Powiedział chytrze.Była w tym momencie bez silna, już od samego początku nie może nic zrobić.Czuje się tak beznadziejnie, ona sama jest beznadziejna.
-Dlaczego?– Spytała szeptem, choć i tak to usłyszał. Złapał ja brutalnie za podbródek.
-Kiedyś będziesz moją bronią, bronią doskonałą. Będziesz zabijać dla mnie bez skrupułów, bez litości. Zrobię z Ciebie prawdziwą panią śmierci, a wtedy będę niepokonany.– W tym momencie złapał ją za głowę. Mocno ścisnął, a jej czaszkę przeszył niemiłosierny ból. Szarpała się, chciałaby przestał, ale on uparcie trzymał i jeszcze się szyderczo śmiał.
-Szarp się, szarp. Sprawiasz sobie jeszcze więcej bólu. – W swojej podświadomości widziała, jak wszystkie wspomnienia z jej rodzicami znikają, jak wesołe sytuacje przeżyte z przyjaciółmi zostają jej odebrane. Czuła teraz jedynie pustkę. Nie wiedziała, co to jest radość, smutek. Nie mogła tego określić.Jedynie pozostała złość i negatywne myślenie. Mimo że walczyła sama ze sobą, to przegrała tą walkę i doskonale to wiedziała.
-Dałaś mi to, co chciałem, ale w zamian też coś Ci podaruję. Dam Ci część mojej chakry, chakry demona zapieczętowanego we mnie. – Czuła jak w jej ciało wstępuje niezwykle silna energia. Zaczęła ją wyżerać od środka. Zaczęła krzyczeć, to było gorsze od tego, co przed chwilą przeżyła. Drzwi do sali z hukiem się otworzyły. Ból przestał przeszywać jej ciało, lecz czuła obcą moc w sobie.   
-Sakura!– Usłyszała tak bardzo znany jej głos przyjaciela, lecz nie czuła nic wiedząc,że przybyli ją uratować. Mężczyzna przed nią zaklął głośno. Słyszała jak broń odbija się od siebie. Coś przecięło jej policzek i wbiło się koło głowy.  Ktoś szybko podbiegł do niej i zerwał czarny materiał z oczu. Teraz dokładnie mogła zauważyć pomieszczenie, w którym się znajdowała.Naprzeciwko były drzwi wejściowe, po prawej i lewej stronie leżały martwe ciała. Ktoś odpiął jej kajdany z rąk. Upadła z hukiem na ziemie. Nic nie czuła,oprócz bólu i złości. Jak ten mężczyzna mógł jej to zrobić?! Zacisnęła dłonie w pięść. Widziała, że jej towarzysze z drużyny są obok niej, ktoś ją obejmował.Nagle walka ustała. Zauważyła przed drzwiami wyjściowymi nogi tamtego mężczyzny i fragment czarnego płaszcza, na którym była część czerwonej chmurki.
-Tym razem, może Cię uratowano, ale wiedz, że kiedyś cię odnajdę, a wtedy będziesz tylko moja! – To były ostatnie słowa, jakie usłyszała, otoczyła ją zewsząd ciemność,zemdlała.
Drugi raz ciężko westchnęła. Ból przeszedł jej głowę, pomasowała lekko skronie. Nie widziała wtedy twarzy tego mężczyzny, a mogła spojrzeć, by widziała, kogo ma w przyszłości zabić, wie, że jest to członek Akatsuki, lecz który? Jego pragnieniem było, by się stała potężną kunoichi. Mogłaby zrobić na przekór, w ogóle nie zdobywać siły i być zwyczajnym mieszkańcem wioski. Ona ma inny plan, zdobywa moc by dopełnić jej dwa cele. Pomścić rodziców, oraz zabić swojego prześladowcę.Wiedziała, że jej szuka, ale w wiosce nie wysyłano ją na żadne misje po zagranicami, a jak uciekła ma bardzo łatwy dostęp by ją dopaść, lecz ona nie jest głupia. Z łatwością może mu uciec. Usłyszała kroki na korytarzu. Zaraz zatrzymały się przed drzwiami, a po chwili było można usłyszeć puknie.
-Wejdźcie. – Powiedziała spokojnie. Patrzyła jak Ino i Tenten wchodzą do gabinetu. Pierwsza była blond włosą kobietą o niebieskich oczach. Zawsze, jako małe dziewczynki rywalizowały o ich „miłość”. Druga była brunetka o orzechowych oczach, patrzyły one bystro na świat. - Długo kazałyście na siebie czekać. – Odparła zimno. Tenten podrapała się z tyłu głowy ze zdenerwowania.
-A no.. Ale Ino znów stała godzinę przed szafą zastawiając się, co ubrać.
-No tak! Od razu na mnie! – Oburzyła się blondynka. Sakura jedynie westchnęła ciężko. Równie dobrze mogła je ze sobą nie zabierać, miałaby spokój.
-No dobrze, ale teraz cisza. Każda teraz dostanie osobna misję. Musimy zdobywać zwoje z technikami,jeżeli chcemy jakoś przetrwać. – Wyjaśniła patrząc na nie uważnie. – Ino udasz się do wioski piasku, zabierzesz zwój, który jest w podziemiach, pod budynkiem Kazekage. Mimo, że jest strzeżony przez ANBU, myślę, że dasz radę. Ty, Tenten udasz się do Iwy. Są tam dwa zawoje. Jeden znajduje się w starej chacie w lesie na obrzeżach wioski. Tsuchikage tam go ukrył, bo myślał, że nikt się tam niedostanie. Natomiast drugi jest ukryty pod skrytą w pokoju wartowników przy bramie. – Wyjaśniła obydwóm. – Macie wolna rękę. Z ludźmi zróbcie, co chcecie,byście tylko wróciły, nie z pustymi rękami. Ja idę do Kiri. Idźcie już. – Powiedziała wstając z fotela. Teraz czas na małą wycieczkę i zapowiada się, ze nie jest ona w pokojowych zamiarach.

Chciałam tą notkę napisać dłuższą, ale tak jakoś się męczę. Trudno, następna prawdopodobniej będzie dłuższa.

Prolog

Ucieczka przed walką jest czymś najgorszym, co może się nam przytrafić. Jest o wiele gorsza od przegranej, ponieważ klęska zawsze może stać się dla nas źródłem doświadczenia i nauką, a ucieczka daje nam tylko jedną możliwość: głosić zwycięstwo naszego wroga.
— Paulo Coelho

            Zimna noc, szelest liści,uspokajający powiew wiatru, lekka mżawka spadająca z nieba. Lecz co po tych zjawiskach, skoro to nie ma znaczenia? Ciemność - czasem przytłaczająca otchłań,która nas w zamknie w swoich zimnych ramionach. Wybrać pomiędzy dobrem, a złem.Człowiek nie musi podejmować takich decyzji. Już od urodzenia przypisany jest mu los, na dalsze kartki swojego życia. Każda sekunda, minuta, godzina. To wszystko już było zaplanowane. Lecz, przez kogo? Diabeł, Bóg, Los? Czy oni w ogóle istnieją? Czy istnieją jakieś dowody na ich istnienie? Nie… Nikt, żadna osoba materialna, nigdy niczego nie może być pewna. Jedynie po śmierci można zaznać tego przywileju. Jak tam jest? Czuje się ból – psychiczny, czy fizyczny? – Czuje się rozkosz – pełną ciepła i beztroski. Nikt tego nie wie, aż po życia kres dla każdego zostanie to zagadką.
            Trzy postaci skakające po drzewach,deszcz przemienił się w wielką ulewę, a wiatr mu zawtórował, zmieniając się w szaleńczą wichurę. Jak by wszystko powoli cichło, lecz zaraz znów powracało.Szarpało kapturami osób, wiatr gwiżdżał w uszach. W oddali doszedł odgłos wybuchu, a zaraz można było poczuć przyjemne ciepło. Świst przecinający powietrze, kunai zmierzał w jej kierunku. Do osoby, która była na przodzie grupy. Zwinne ominęła broń, łapiąc się gałęzi nad głową. Przyspieszyli, a ich wróg także. Przeróżna broń kierowana w ich kierunku, lecz każdy strzał niecelny.Unikały wszystkiego co się dało ,w każdy możliwy sposób. Jedna z nich rozkazała się rozproszyć. W ten sposób mogli ominąć ciężkiej walki, oraz tymczasowo schować się przed wrogiem.  Skoczyła w dół, w dróżkę, która prowadziła pod gałęziami, na których poprzednio skakała.Kolejne kunaie, lecz tym razem inne. Miały przyczepione kartki, kartki wybuchowe! Nie zdążyła uciec od ich pola zasięgu, odrzuciło ją lekko w bok, w stronę krzaków. Zaczęła kaszleć, spojrzała na dłoń, którą trzymała przy ustach,widniał na niej szkarłat. Położyła dłoń na ziemi, zaciskając pięść, ziemia dostała się pod paznokcie. Doczołgała się do drzewa będącego niedaleko.Słyszała kroki osób, szybki bieg kierujący się w jej stronę. Cicho zaklęła i wykonała pieczecie, kiedy wróg miał ją już złapać, po niej zostały jedynie obłoki białego dymu. Teleportowała się sto metrów dalej, musiała uciekać,wiedziała, że lada moment, a ją dogonią. Starała się ukryć chakre jak najlepiej, musiała uważać, bo teraz każda pomyłka liczyła się z ich przegraną.Zauważyła swoje towarzyszki opierające się o korę drzewa, ciężko oddychały. Pojawiając się blisko nich, spojrzała w ich oczy. Widziała zmęczenie, sama była już lekko zziajana. Kiedy miały już zacząć dalszy bieg na polanie pojawiły się trzy osoby. Dziewczyna wyprostowała się, patrząc na swoich przeciwników. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Znała każdego bardzo dobrze, tak jak jej towarzyszki.Jeden z nich ściągnął kaptur, blond włosy przykleiły się do policzków i czoła,niebieskie oczy skierowane w ich stronę wyrażały smutek.
            -Proszę wracajcie z nami do domu! – Rozległ się jego rozpaczliwy głos. Nie chciał stracić kolejnej osoby, tak bardzo ważnej dla niego. Mimo, że się zmieniła, mimo, że nie przypomniała tej samej szczęśliwej dziewczyny, że już nie posiadała uczuć, które jej odebrano, to nadal wierzył, że tam w środku jest kobieta, którą pokochał kilka lat temu i to uczucie dalej przetrwało.
            -Nie. – Prosta, krótka odpowiedź,tak bardzo wypowiedziana z zimnem, że nawet sam dziad mróz nie jest tak przerażający.
            -Dlaczego? – Kolejne pytanie, z ust jego towarzysza.
            -To nie ten dom, nie nasze miejsce. Gdzieś tam może jest, lecz na pewno nie tu. – Wypowiadała się za trzy, wiedziała, że jej towarzyszki podporządkowały się jej, dla mocy, którą mogą przy niej zdobyć,choć wcale nie jest na razie taka potężna.
            -Proszę Cię! Nie rozumiecie, że w ten sposób zranicie uczucia wielu osób?! Nie widzicie tego? – W powietrzu zawisł krzyk kobiety w tamtej drużynie, jej białe tęczówki były przepełnione rozpaczą i żalem. Jedyna osoba patrząca w tym towarzystwie nie przejęła się tymi słowami. Nic nie czuje, nie ma uczuć, a za tym i idą skrupuły, nie posiada ich, a tak jest lepiej. Wiedziała doskonale, że jej towarzyszkom odbiło się tona sumieniu, ale same wybrały, mogły zostać, mogły nadal prowadzić swoje codzienne nudne życie. Z którego nie wycisną więcej mocy niż po za wioską. Szaro włosy mężczyzna widząc, że żadne słowa nie zdziałają, począł składać pieczęcie.Na ten widok kobieta również zaczęła to robić.  Kończąc szybciej znaki wypuściła z ust kule powietrza, leciała ona w kierunku osób po przeciwnej stronie. Mężczyzna nie zdążył zareagować, a wszystkie trzy osoby były uwięzione w wielkiej kuli. Blondyn zaczął uderzać pięściami, by móc się wydostać, lecz to było tylko marnowanie energii. Stężenie powietrza zaczęło opadać, powoli zaczęło brakować tlenu, po niespełna kilku sekundach dwaj mężczyźni leżeli już nieprzytomni poza ich „wiezieniem”. Kobieta ledwo, co utrzymywała przytomność, nie pozwoli, aby jej przyjaciółki odeszły,nie bez walki, którą mogłyby stoczyć, by zmieniły zdanie.
            -Dla-dlaczego? – Wychrypiała ostatkami sił. Zimno oka widząc, że kobieta nie będzie w stanie wykonać żadnego ruchu uwolniła ją. Ona opadła na trawę ciężko dysząc, zachłannie łapiąc powietrze.
            -Odpowiedziałam Ci już na to pytanie.– Zaczęła odwracać się do niej plecami, a jej towarzyszki za nią.
            -Nie! – Krzyk rozniósł się po polu. –Proszę, błagam! Zabierzcie mnie ze sobą! – Kobieta odwróciła się w jej kierunku.
            -W jakim celu? Byś była tylko zbędnym balastem? – Nie wiedziała jak te słowa ranią, serce ściskało się na te słowa. –Najpierw poducz się w swoich technikach klanu, a wtedy dopiero przyjdź z tym do mnie. Jeżeli będziesz w stanie. – Ostatnie słowo wypowiedziała z kpiącym uśmiechem. Wiatr zawiał, a w powietrzu unosiły się jedynie płatki kwiatu wiśni,po kobietach nie było ani śladu.